Zamek Neuschwanstein czyli bawarskie atrakcje
Chociaż nie wszystko było takie kolorowe. Jak tylko przekroczyliśmy granicę austriacko-niemiecką, zaczął padać deszcz. No nic… liczyliśmy na cud, że na drugi dzień będzie ładniej.
Urok Niemiec w porównaniu ze Szwajcarią
Miasteczko Fussen
Po obiedzie, w końcu szczęśliwi, czas było zacząć zwiedzać. Fussen to kilkunastotysięczne miasto leżące u podnóża gór, otoczone kilkoma pięknymi jeziorami. Nie można powiedzieć, że to spokojna miejscowość – kilka kilometrów stąd znajdują się dwa bardzo znane zamki (Neuschwanstein i Hohenschwangau), więc było tam naprawdę wielu turystów (99% Chińczyków). Poza tym trafiliśmy na festyn miejski. Coś przyjechaliśmy w imprezowy okres. Przypominając, we Włoszech trafiliśmy na okres wakacyjno-urlopowy, Liechtenstein urodziny księcia a w Bawarii dni miasta Fussen. Gdzie się nie zjawimy tam impreza:)
Podobnie jak we Włoszech, widzieliśmy kilka razy trójkołowce.
Długo można spacerować po centrum miasta. Można tam zobaczyć bardzo ładne zabytki, które wszystkie są zadbane.
W kilku sklepach można było kupić prawdziwe bawarskie stroje. Niestety ich cena nie była zbyt zachęcająca do zakupu. Przynajmniej dla nas 🙂
Zamek Neuschwanstein
Na drugi dzień rano pojechaliśmy do zamku Neuschwanstein. Katrin, u której spaliśmy, podwiozła nas na parking, skąd mogliśmy już dojść tam na piechotę. Razem z milionem Chińczyków, którzy byli wszędzie. Ich parasolki również. Czasem mieliśmy ochotę swój parasol dać przed siebie i zrobić prowizoryczną tarczę, żeby nikt w nas nie wszedł, nie potrącił, nie uderzył… Wtedy postanowiliśmy też nie wchodzić do środka zamku.
Jak się okazało już na miejscu, tydzień przed naszym przyjazdem zamknęli most, z którego jest najładniejszy widok na zamek. Z tej perspektywy zawsze robi się zdjęcia na widokówki i plakaty. Niestety nie było nam to dane więc uznaliśmy że jest to znak by wrócić tam ponownie.
Kultura turystyki
Wszystkie zdjęcia było bardzo ciężko zrobić – „inni turyści” (Chińczycy), cały czas wchodzili nam w kadr. Każdy robił sobie tysiące zdjęć z kilku przynajmniej aparatów. Co ciekawe niektórzy, co sprytniejsi/leniwsi Azjaci robili zdjęcia ZDJĘCIOM(!) sprzedawanych w sklepach z pamiątkami. Byliśmy w szoku.