2,1tys.
Spis treści
Wyprawa wgłąb miasta Lizbony
Jeżeli zmęczyły was już zamki, muzea i turystyczne atrakcje Lizbony, warto pamiętać o tym, że na co dzień w tym mieście żyje ponad pół miliona ludzi. Dlatego dobrym pomysłem jest wyjść poza obręby pięknego rynku i zobaczyć jakie życie prowadzą jego mieszkańcy 🙂
Tramwaj nr 28 w Lizbonie
W celu zwiedzenia większego obszaru rynku można skorzystać z komunikacji miejskiej i przejechać się tramwajem nr 28. Jest to mały, staroświecki tramwaj coraz rzadziej spotykany na ulicach europy. We Wrocławiu jeżdżą od czasu do czasu dwa podobne tramwaje o słodkiej nazwie „Jaś” i „Małgosia”. Dlatego już sama jazda nim stanowi ciekawą przygodę. Jeżeli chcemy usiąść trzeba stawić się na początku trasy, ponieważ później jest on oblężony i szansa na wolne miejsce jest praktycznie znikoma. Jednak głowa do góry! Jeżdżą one dość często tak więc jeżeli nie uda się w tym to następnym.
Niestety, z racji tego, że sporo w nim turystów pogrążonych w Och’ach i Ach’ach nad roztaczającymi ich widokami, bardzo łatwo paść w nim ofiarą kieszonkowców. Sami byliśmy świadkami takiej kradzieży. Ni stąd ni zowąd kobieta zaczęła przeszukiwać kieszenie swojej kurtki i panika bo ktoś jej ukradł portfel. Oczywiście złodziej ulotnił się bardzo szybko na wcześniejszym przystanku i już po odjeździe kiedy było za późno, turystka zorientowała się, że jej kieszenie zostały uwolnione od ciężaru. Pamiętamy nawet jak wyglądał kieszonkowiec bo sprytnie to sobie wykombinował 🙂 Pan około po 50-tce zarzucił na siebie kurtkę i jedną rękę miał poza rękawem okrycia, dzięki czemu mógł w ścisku swobodnie lawirować nią w pobliżu kieszeni pasażerów. Lata doświadczenia i praktyki i sekunda i nie masz czegoś w kieszeni. Dlatego trzeba być uważnym i czujnym podczas takiej wycieczki i najlepiej trzymać rzeczy w bardzo bezpiecznych miejscach.
Piesze wędrówki wąskimi alejami Lizbony
Warto także przejść się z 2-3 km poza obszar rynku. Nam udało się dotrzeć do spokojnego i prawie pustego parku, na zboczu góry gdzie rosły dzikie pomarańcze. Gdzie indziej Krystian wypatrzył za to nową, misterną rzecz na placu zabaw i nie byłby sobą gdyby do niej nie podszedł i nie zaczął przy niej majstrować. Okazało się, że jest to model turbiny wodnej działająca na zasadzie koła młyńskiego. Należało pierw napełnić górny zbiornik wodą, pompując ją za pomocą pokrętła a następnie zwolnić zawór i uwolnić „rwący strumień”. Ciekawe czy u nas są takie cuda techniki? A jeżeli tak czy nadal działają.
Prawdę mówiąc nie mogliśmy się nadziwić jak to jest możliwe, że pomimo tak wąskich alejek ruch na tych wybrukowanych uliczkach jest tak duży! O miejsce parkingowe jest tak ciężko, że praktycznie auta stoją wszędzie i w przeróżnych pozycjach. Miejsca pozostawiają tyle, żeby tylko tramwaj mógł się przecisnąć. Nie więcej nie mniej. Dosłownie na styk 🙂
Dlatego jeżeli myślicie, żeby wybrać się do Lizbony autem, to oczywiście możecie! Ale na pewno nie raz będziecie przeklinali te labirynty pomiędzy budynkami i brak miejsc parkingowych. W dodatku wszędzie jest pod górę lub z góry co też utrudnia jazdę.
Place i skwery
Nie brakuje także miejsc, w których możemy odetchnąć i spotkać się ze znajomymi. Każdy plac Lizbony jest w jakiś sposób zagospodarowany i zrobiony z większym lub mniejszym rozmachem. Na wielu z nich znajdziemy kawiarenki oraz mini cukiernie, zachęcające nas do zwolnienia naszego życia które spędzamy w pośpiechu. Oczywiście na każdym placu znajdziemy Podejrzanego Pana co chciałby sprzedać nam małe co nieco.
Pomimo różnorodności kulinarnych oferowanych nam piękną Lizbonę trzeba było nieraz (albo zawsze) wspomóc się tanim Fast Foodem. Zazwyczaj jest tak, że wykwintne nowości niezbyt nam smakują (tak jak na przykład pieczone kasztany), a Paste de Nata człowiek się nie naje, dlatego trzeba było udać się gdzieś, gdzie byliśmy pewni co dostaniemy. Dodatkowo kuchnia w Lizbonie obfituje w owoce morza, z którego zarówno ja jak i Krystian akceptujemy wyłącznie ryby, dlatego większość posiłków była eliminowana na starcie. Niby smak zmienia się co 7 lat, więc może jeszcze kiedyś zasmakujemy w nich ale na pewno nie na tym etapie!
Nocne życie Lizbony
Nocą Lizbona także tętni życiem. Jest cudownie rozświetlona i z wielu miejsc wydobywa się radosna muzyka. My akurat byliśmy tam przed świętami, dlatego niektóre z restauracji były przyozdobione światełkami i rozweselały przechodniów świątecznymi melodiami.
Nie brakuje też ulicznych grajków, którzy próbują walczyć z muzyką lub, co lepsze, śpiewając do niej lub komponując w jej rytm. Zauważyliśmy, że takie uliczne koncerty dużo łatwiej spotkać nocą niż za dnia. Dlaczego? Nie mamy pojęcia, ale atmosfera jaką tworzą nadaje miejscu jeszcze lepszy klimat
Windy miejskie (Elevadores)
Nie można zapomnieć też o windach! Dla turystów jest to wyjątkowa atrakcja, dla mieszkańców zaś szara rzeczywistość, dlatego jadąc nią można było zobaczyć bardzo śmieszne skrajności. Po jednej stronie zachwycona japonka z przyklejonym do szyby aparatem, wykrzykująca słowa zachwytu gdy zobaczyła jakąś prześliczną mozaikę, a z drugiej strony, znudzony Pan w wieku 40 lat czytający gazetę, czekający kiedy ta podróż się skończy i uwolni się od głośnych turystów.
5 komentarzy
Zdjęcia przepiękne. Rzeczywiście warto odwiedzić Lizbonę nie tylko latem. Myślę nawet, że 4 dni to za mało, szczególnie nad morzem 🙂
Pewnie, że za mało! Jeszcze jak weźmie się pod uwagę pojechania do Sintry na jeden dzień to w ogóle odpada wiele rzeczy 😉 Ale jak to się mówi – jest to powód by wrócić tam jeszcze raz 😉 Chociaż na mamy w planach pojechać do Porto też, bo wiele osób porównuje Porto z Lizboną i jesteśmy ciekawi co nam vbadziej przypadnie do gustu.
Ja mam wiele miejsc, do których miałam wrócić i póki co nie wróciłam, bo wciąż odkrywam nowe marzenia podróżnicze i wydaje mi się, że apetytu tego nie da się poskromić i będę jeździć dalej w nowe miejsca, a nie wracać do starych, dlatego staram się zawsze wykorzystać potencjał miejsca, w którym akurat jestem
Właśnie my robimy podobnie, ale często jest tak, że na miejscu, dowiadujemy się o kilku mniej opisywanych atrakcjach, które są mega ciekawe i zostaje jakiś niedosyt… No ale życie jeszcze przed nami, tak więc może się tam kiedyś wróci z dzieckiem 😉
My wspominamy Portugalię bardzo dobrze, a Lizbona to jedna z naszych ulubionych stolic 🙂 Warto odwiedzić też Sintrę. Jest przepiękna!