Strona Główna AzjaArmenia Erywań + powrót do Kutaisi

Erywań + powrót do Kutaisi

Przez WolnymKrokiem
Opublikowane: Ostatnio uaktualniona na: 24 komentarze

Marszrutką do Armenii – pierwsze kłopoty

Z czystego lenistwa zdecydowaliśmy się pojechać z Tbilisi do Erywania marszrutką. Chciałam spokojnie oglądać widoki i posłuchać muzyki.
Kiedy pytaliśmy się ludzi gdzie jest dworzec autobusowy, pokazywali nam na mapie jedno miejsce, więc założyliśmy, że to na pewno tam. A że wydawało się dość niedaleko, postanowiliśmy iść na piechotę. Niestety okazało się, że było to dużo dalej, więc szliśmy około 2 godziny. Kiedy dotarliśmy tam w końcu (mocno sfrustrowani), ucieszyliśmy się, że od razu zgarnął nas kierowca marszrutki do Erywania. Była 12.00, a odjazd był planowany na 13.00. W środku siedziała tylko jedna osoba – był to Niemiec podróżujący po Azerbejdżanie, Gruzji i Armenii.

Postapokalpityczna Armenia

Siedzieliśmy tak około 2 godziny, po czym kierowca stwierdził, że ponieważ tylko nasza trójka chce jechać, musimy zapłacić po 50 lari. Inaczej musimy czekać do rana na kolejną marszrutę. Po krótkich negocjacjach, w których zostałam tłumaczem (kierowca nie mówił po angielsku, a Niemiec po rosyjsku) , stwierdziliśmy że nie ma innej opcji jak zapłacić tą wygórowaną sumę i pojechać.

Na granicy u Krystiana pojawił się problem z wypuszczeniem go z Gruzji – w paszporcie nie miał pieczątki wjazdowej (na lotnisku pokazał tylko dowód osobisty). Celnicza pytała „Jak Pan się znalazł w Gruzji?!” i zaczęło się wielkie poruszenie. Telefony, wzywanie przełożonych. W końcu jednak udało się… Następnie na granicy Ormiańskiej zostaliśmy wypytani o szczegóły naszego pobytu w Armenii: na ile jedziemy, w jaki rejon, po co, dlaczego, do kogo, skąd i jak długo znamy tą osobę. Dodatkowo pytali się także, kim jest dla mnie Krystian, jak długo jesteśmy razem, dlaczego nie mamy ślubu, kiedy dzieci, itp. W końcu mogliśmy wrócić do naszej marszrutki i czekać już tylko na Niemca.

Jednak on długo nie przychodził, a przecież stał w kolejce bezpośrednio za nami. W końcu poszłam sprawdzić co się dzieje – okazało się, że problem wynikał z pobytu Niemca w Azerbejdżanie jeszcze kilka dni temu, a te dwa kraje mają dość napięte stosunki polityczne i są w stanie zawieszenia broni. Sytuacji nie poprawiał fakt, że Niemiec nie mówił po rosyjsku, więc nie umiał się dogadać z celnikiem. Na zakończenie wszystkich procedur czekaliśmy około pół godziny – wykonywanie wielu telefonów, kserowanie paszportu, wszystkich rezerwacji hotelowych.
Armienia - stare miasto
Mijane miasto w Armenii

Porzucona fabryka w Armenii
Co jakiś czas przy drodze stały opuszczone po sowieckie fabryki

 Trasa śmierci – Co ta marszrutka?!

W końcu, szczęśliwi, znaleźliśmy się w Armenii. Jednak czekało nas dalsze oczekiwanie – kierowca marszrutki poszedł sobie na kawę.
Widoki po drodze były niesamowite. Przejeżdżając przez piękne góry, mijane przez nas miasta, wsie oraz osady przedstawiały widok niczym po epidemii. Sprawiały wrażenie jakby zostały opuszczone jednego dnia przez wszystkich ludzi i tak pozostały na 15 lat powoli niszczejąc. Wszystkie budynki były szare, ponure, często puste o charakterze budowy czysto sowieckim. Niestety zdjęć nie mam stamtąd bo drogi dziurawe a marszrutka jechała bardzo szybko, więc prawie wszystkie wyszły niewyraźne.
Armenia wymarłe miasta
Armenia droga do Erywania
Armenia droga do Erywania
Plaskowyż w Armeni - droga do erywania
Płaskowyż 2500 m n.p.m. Teraz będziemy już tylko zjeżdżać w dół – do Erywania

 Ostatnia prosta do Erywania – stolicy Armenii

Dodatkowo moje plany słuchania muzyki podczas jazdy legły w gruzach, ponieważ kierowcy spodobało się, że mam niebieskie oczy i całe 6 godzin mnie zagadywał, śpiewał i recytował wiersze. Przynajmniej mogłam szlifować swój rosyjski 🙂 Co więcej trasa przebiegła dość niespokojnie, ponieważ zarówno styl jazdy kierowcy marszrutki jak i droga pozostawiała wiele do życzenia. Wyobraźcie sobie co musiał czuć biedny Niemiec, który na co dzień jeździ po równych autobanach w swojej ojczyźnie…

Dopiero przed 22.00 dotarliśmy do akademika, gdzie mieliśmy gościć u Rafała, naszego hosta z serwisu Couchsurfing.

Armenia

Monastyr Garni Geghard obok Erywania

Drugiego dnia z rana udaliśmy się stopem do Garni Geghard. Zabrał nas kierowca samochodu dostawczego, który rozwoził towary po miejscowych sklepach. Powiedział, że na czas rozładunku możemy sobie pochodzić po świątyni w Garni, a następnie przyjedzie po nas i zabierze do Geghard. Autostop okazał się genialnym rozwiązaniem problemu przemieszczania się w Armeni. Ludzie byli naprawdę pozytywnie nastawieni do nas i ciągle wypytywali o to dlaczego tutaj jesteśmy i szczycili się przewagą Armenii nad Gruzja pod względem atrakcyjności. Dla nas nie miało to zbyt wielkiego znaczenia, ponieważ zarówno Gruzja jak i Armenia okazały się dla nas krajami, które będziemy bardzo dobrze wspominać.
Geghard Armenia
Droga do Geghard
Świątynia w Geghard
Świątynia w Geghard
Świątynia Geghard to jedno z takich miejsc, w których można się utopić pod nadmiarem przepięknych widoków. Wokół niej rozlegała się wspaniała panorama na pobliskie góry oraz kaniony. Czekając na kierowcę zwiedziliśmy teren świątyni i zakupiliśmy w pobliskim jarmarku Armeński przysmak jakim jest baton na podstawie miodu oraz orzechów. Podziwiając przepiękne widoki i zajadając się słodyczem czekaliśmy na kierowcę, który miał nas zabrać do kolejnego przystanku jakim był Monastyr w Geghard.
Armenia przepiękne widoki
Erywań + powrót do Kutaisi

Okazało się, że do monastyru w Geghard pojechał specjalnie dla nas. Tam też wysiadł z nami i oprowadził po całym kompleksie, opowiadając przy tym różne ciekawe historie. Świetny przykład tutejszej gościnności!

Na koniec jak na nieszczęście byliśmy świadkami rytualnego zarzynania baranków jako ofiary. Ewakuowaliśmy się stamąd jak najszybciej by nie uczestniczyć w tym barbrzyńskim obrzędzie i wróciliśmy do Erywania gdzie mieliśmy poraz pierwszy okazję zobaczyć to wspaniałe miasto za dnia.
monastyr Geghard Armenia
Monastryr Garni

Erywań – stolica Armenii

W drodze powrotnej dużo rozmawialiśmy o zwyczajach w Armenii jak i w Polsce, zostaliśmy także wypytani o warunki życia w naszym kraju, o średnie płace oraz o ceny samochodów.
Do centrum dostaliśmy się miejską marszrutką. Przy wysiadaniu jeden miejscowy chłopak, który wysiadał z nami, zauważył że jesteśmy obcokrajowcami i zaproponował oprowadzenie nas po okolicy. Powiedział, że jest studentem medycyny i za 40 minut ma konferencję medyczną, więc ma dla nas chwilę czasu. Byliśmy w dodatku zadowoleni z faktu, że w końcu ktoś rozmawiał z nami po angielsku! Dowiedzieliśmy się różnych ciekawych rzeczy na temat mijanych przez nas budynków oraz pomników. W końcu dotarliśmy do kaskad (na ich szczycie znajduje się punkt widokowy na miasto). Zaprowadził on nas do bocznego wejścia w którym znajdowało się muzeum sztuki oraz RUCHOME SCHODY! Uradowani skorzystaliśmy z nich i po drodze oglądając wystawy różnych dzieł sztuk (od krzeseł i sof wykonanych w kamieniu do samochodu całego oklejonego folią aluminiową),  znaleźliśmy się na samej górze schodów. Niestety chmury zasłaniały widok Ararat’u. Na początku chcieliśmy wytrwale czekać, aż sobie przejdą i odsłonią górę, dlatego rozsiedliśmy się pod górnym ogrodzeniem. Po chwili Krystian zauważył znajomą sylwetkę
– Hej to chyba ten Niemiec z marszrutki!
Zaczęliśmy do niego wołać i, po chwili zwątpienia, podszedł do nas śmiejąc się
– Myślę sobie co za głupi ludzie do mnie machają… a, to wy!
Chwilę porozmawialiśmy lecz niestety nie trwało to zbyt długo, ponieważ zaczęło trochę padać, więc trzeba było zejść na dół  i rozpocząć następny etap naszego zwiedzania – poszukiwania pocztówek.
Erywań + powrót do Kutaisi
Droga wjazdowa do Erywania

 

Kaskady Erywań
Kaskady w Erywaniu
Erywań Opera
Opera
Wieczorem wróciliśmy zmęczeni do akademika, chwilę pogadaliśmy z Rafałem i padliśmy spać.
Niedziela wielkanocna przywitała nas piękną, bezchmurną pogodą.  Z samego rana (o 10.00) poszliśmy z naszym hostem jeszcze raz na kaskady. Tym razem był cudowny widok na Ararat!
Potem już tylko nadszedł czas na wydanie ostatnich ormiańskich pieniędzy na prowiant i ruszyliśmy w drogę powrotną do Kutaisi.
Erywań + powrót do Kutaisi
Wspaniały widok na Ararat:)

Autostop w Armenii w drodze do Gruzji

Marszrutką 27 wydostaliśmy się na obrzeża Erywania, gdzie złapaliśmy pierwszego stopa. Kierowcą był ormiański aktor! Od niego także dostaliśmy numer na wypadek naszego kolejnego przyjazdu do Armenii. Potem jeszcze jechaliśmy 3 samochodami, aż w końcu udało nam się przejechać…. starą ruską Ładą! W dodatku kierowca zapytał nas, czy piliśmy ormiańskie piwo. Kiedy powiedzieliśmy, że niestety nie, on się obruszył i powiedział, że nie możemy wyjechać z Armenii, nie próbując tutejszego piwa! Po chwili (tzn. w kolejnej osadzie) zajechał pod sklep, w którym kupił 4 piwa i wędzony ormiański ser. My dostaliśmy 2 opakowania wędzonego sera oraz piwo. Jedna też była dla kolegi kierowcy i jedna dla niego samego… Więc sytuacja wyglądała tak:

Jechaliśmy zawiłymi drogami nad przepaściami w Armenii. Starą, ruską Ładą, której kierowca jedną ręką prowadził, a drugą pił piwo, a od czasu do czasu trąbił i machał do przejeżdżającej policji.

Naszym planem było dojechanie w jeden dzień do Kutaisi, ale ponieważ także kolejni towarzysze naszej podróży okazali się bardzo gościnni i zaprosili nas m.in.  do baru na gruzińską kawę, lemoniadę i babeczki (a chcieli jeszcze nas wieźć do swojej wsi, żeby zapoznać nas z ich znajomymi, żonami i dziećmi), musieliśmy na noc zatrzymać się znowu w Tbilisi.

Rafał załatwił nam nocleg na szybko u swoich znajomych, co nas naprawdę uratowało. Na drugi dzień rano wyruszyliśmy do Kutaisi. Znowu kierowcy zapraszali nas do swoich domów. Jeden tak bardzo nas namawiał, że kiedy powiedzieliśmy, że naprawdę nie możemy, bo mamy tego samego dnia samolot, on nam odpowiedział

Co za problem, polecicie kolejnym!

Kutaisi (Gruzja) – koniec wyprawy

W końcu udało nam się dotrzeć do Kutaisi. Od razu poszliśmy do informacji turystycznej, a następnie ze zdobytą mapą miasta, wyruszyliśmy na wzgórze, na którym znajduje się katedra. Tam nasze dalsze plany zwiedzania podupadły, ponieważ było tak ciepło, a z polany rozlegał się tak ładny widok na góry i miasto, że postanowiliśmy położyć się na trawie i wypoczywać.

To była bardzo dobra decyzja, ponieważ na drugi dzień Polska przywitała nas temperaturą 0 stopni.

Erywań + powrót do Kutaisi
Rzeka w Kutaisi
Kutaisi Katedra Gruzja
Wieża przy katedrze w Kutaisi
Kutaisi Katedra Gruzja

Leżeliśmy tak 1,5 godziny. Za nami pod murami katedry znajdowała się krowa, a cały czas wokół nas spacerował sobie kogut z dwoma kurami.

Wspaniały czas spędzony w Gruzji i Armeni powoli dobiegał końca. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że była to jedna z lepszych wypraw na jaką się zdecydowaliśmy. Początkowo mieliśmy sporo obiekcji,, czy podróż autostopem będzie dobrym wyborem i co czeka nas podczas takiej podróży. Z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że jedyne czego żałuję to to, że tak krótko tam byliśmy! Jedno jest pewne, na pewno kiedyś odwiedzimy jeszcze raz te przepiękne kraje!

Erywań + powrót do Kutaisi
Idąc w kierunku restauracji, trafiliśmy na targowisko. Spotkaliśmy tam bardzo miłego starszego pana, który był bardzo podekscytowany turystami z Polski. Pokazał nam, gdzie kupić dobrą tutejszą herbatę i doradził którą wybrać. W oknie jego sklepiku wisiała kartka: ZA PRZYJAŹŃ POLSKO-GRUZIŃSKĄ. Zaopatrzyliśmy się też tam w przepyszną gruzińską lemoniadę z gruszki.
Erywań + powrót do Kutaisi

 

Erywań + powrót do Kutaisi

 

Erywań + powrót do Kutaisi
Khinkali z wołowiną i gruzińskie piwo – pycha!
Erywań + powrót do Kutaisi
Na końcu wylądowaliśmy też w McDonald’s. Musiałam zjeść w końcu coś mięsnego (lub tylko przypominające mięso, nieważne). Ponieważ ja nie jem niczego, co zawiera cebulę, miałam problem ze zjedzeniem czegokolwiek mięsnego w Gruzji i w Armenii. A 7 dni bez mięsa było bardzo ciężkie…
Na lotnisko dojechaliśmy taksówką… autostopem 🙂 Na Kaukazie wszystko jest możliwe!
Może zainteresują Cię też te wpisy:

Może spodobają Ci się te wpisy:

24 komentarze

Ela Hulek 29 kwietnia 2015 - 00:21

Piękne miejsce, chyba czas zastanowić się nad wycieczką w te strony… 😉

Odpowiedź
Viola 9 czerwca 2015 - 00:17

Z każdym zdaniem i zdjęciem Twojej relacji coraz bardziej otwierałam oczy ze zdziwienia.
Z jednej strony piękne krajobrazy, z drugiej te upadłe fabryki, walące się domy, tory…
A jeśli chodzi o ludzi tam to własnie słyszałam o tej gościnności. Ponoć jak tam widzą kogoś z "naszych stron" to prawie obowiązkiem jest ugościć wszystkim co najlepsze i przedstawić go do tego przed połową wsi.
Ale to też ma w sobie coś takiego nie spotykanego już za bardzo. Na pewno fajna przygoda, fajny kierunek… No i jak się okazuje rosyjski też się przydaje. Sama nie umiem zbyt wiele, bo ile można po 3 latach nauki, ale mam nadzieję, że jeśli w końcu wybiorę się w tamte rejony uda się jakoś dogadać.
Kolejny świetny wpis i zdjęcia. Bardzo inspirują Twoje relacje! 😉

Odpowiedź
blogoratti 9 czerwca 2015 - 18:23

Lovely photos!

Odpowiedź
Paweł Kępień 10 czerwca 2015 - 08:07

Piękne widoki. Gruzja kojarzy mi się przede wszystkim z Sukhishvili 🙂

Odpowiedź
Tante Mali 15 czerwca 2015 - 13:04

Wow, great shots. Have been to Armenia two years ago. It was summer and everything green. So I love to see your spring pictures!!! Great. An you have seen the Ararat!
All my best
Elisabeth

Odpowiedź
Tante Mali 15 czerwca 2015 - 17:15

Danke für deinen lieben Besuch und deinen Kommentar. Ich freue mich sehr darüber, dass es dir bei mir gefällt. Und ich freue mich auch, dass du nach Österreich kommst.
Eine wunderbare Zeit wünsche ich dir
Elisabeth

Odpowiedź
Borys Rudy 15 czerwca 2015 - 21:59

Trawa całkiem smacznie wygląda.

Odpowiedź
La Travelera 17 czerwca 2015 - 23:32

One more great trip! Your pictures are fantastic dear 🙂
http://www.travelera.es

Odpowiedź
Klaudyna Karbowa 24 czerwca 2015 - 23:10

Te zdjęcia są zawsze takie piękne, że zżera mnie zazdrość 😀

http://triviaaboutme.blogspot.com/

Odpowiedź
iluminacje.konwersacje 1 lipca 2015 - 14:57

wspaniała podróż, przygoda warta przeżycia, a Gruzja to na razie moje małe marzenie 🙂

Odpowiedź
narja 4 lipca 2015 - 19:31

Przepiękne zdjęcia 🙂

Odpowiedź
Zakochani w podróży 9 lipca 2015 - 17:10

Niesamowite zdjęcia i wspaniała przygoda 🙂

Odpowiedź
Fashionelja 9 lipca 2015 - 21:08

musiało być ciekawie 🙂

http://fashionelja.blogspot.com

Odpowiedź
Żyję zdrowo - jestem fit / Ven Lifestyle 20 lipca 2015 - 13:52

niesamowicie przedstawiłaś to wszystko za pomocą zdjęć

Odpowiedź
Beata 30 lipca 2015 - 13:49

Pierwsze zdjęcia – dosyć przytłaczające, ale już Kutaisi mi się podoba 🙂

Odpowiedź
Michał Cizio 30 lipca 2015 - 18:28

„Nie problem, polecicie kolejnym!” <3 Gruzja w jednym zdaniu 😀

Odpowiedź
Small Voyager 30 lipca 2015 - 21:08

fajne miejsca

Odpowiedź
Small Voyager 30 lipca 2015 - 21:08

fajne miejsca

Odpowiedź
kataszyyna 30 lipca 2015 - 22:34

ale extra zdjecia';d

http://kataszyyna.blogspot.com/

Odpowiedź
La Travelera 10 sierpnia 2015 - 15:38

Hi Sweetie!!
I need to ask you a favour… could you like my picture in Instagram where I look really ugly? this is a competition and I need likes of my friend bloggers, also we could follow each other in Instagram so we keep in contact:) My IG is @travelera.es
Thank u so much!! xxx
http://www.travelera.es

Odpowiedź
Giga 14 sierpnia 2015 - 10:05

Ładnie tam jest , przyznaję. Jednak ja chyba bym się nie zdecydowała na taką podróż, za dużo przeżyć po drodze . 🙂

Odpowiedź
Barbara Kwaciszewska 20 sierpnia 2015 - 19:06

Dosyć egzotyczny kierunek. Czym się kierowałaś przy jego wyborze?

Odpowiedź
Sylwia Kalinowska 21 sierpnia 2015 - 17:04

Lubię takie tupu postu, super fotorelacja 😉

http://sk-artist.blogspot.com

Odpowiedź

Zostaw komentarz

Udostępniając komentarz, potwierdzam znajomość polityki prywatności strony.

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Ta strona używa plików cookies (ciasteczek), by była lepsza w funkcjonowaniu dla Ciebie. Mamy nadzieję, że nie jest to problem. Akceptuje Dowiedź się więcej

Wieża widokowa na Górze Donas
Cześć, świetnie że jesteś z nami!

Zapraszamy Cię byś był z nami na bieżąco

Polub nas na Facebooku lub zapisz się do naszego newslettera.

Fort na Wyspie Berlenga