Przez prawie połowę szlaku szło się w większości bez przewyższeń. Niezbyt lubimy takie rozwiązanie, bo wtedy wiemy, że potem będzie bardzo stromo. Szlak na szczęście był przetarty – widać, że często po nim ktoś chodzi. Zdarzało nam się w Polsce, np. w górach Orlickich lub Stołowych, że szlak znikał w gęstym lesie, zupełnie zarośnięty 🙂
Po przejściu przez pole znajdujące się za kaplicą zaczyna się robić już bardzo stromo. Jednak śnieg jest bardziej śliski, niż nam się na początku wydawało, a w dodatku na ścieżkach leżą opadnięte liście.
Cały czas było biało, dookoła bezlistne (lub prawie) drzewa. Jak zawsze pod górę szliśmy w ciszy (jedynie kiedy coś mówiliśmy to „przerwa…”, „napijmy się”). Dopiero na szczycie i podczas schodzenia rozwiązują nam się języki.
Myślę, że gdybyśmy byli tam podczas innej pory roku, przyszłoby to to nam o wiele łatwiej (zwłaszcza schodzenie). Z powodu dość stromego ostatniego odcinka postanowiliśmy wrócić innym szlakiem. Może kolejnym razem warto zabrać jakieś kijki, jako pomoc przez poślizgnięciem? Nie żebym narzekała! Jednak wydaje mi się, że w tych niskich górach mimo wszystko o tyle się gorzej wchodzi, bo praktycznie cała trasa wiedzie przez las. Czyli nie ma żadnych widoków, żeby odwrócić uwagę od wędrówki i od zmęczenia. Prawie cały czas myśli się „ile jeszcze?” i (mój zły nawyk) spogląda na mapę.
Szczyt zdobyliśmy w 1,5 godziny (4 km drogi). Ku naszemu miłemu zaskoczeniu, znajdowała się tam wieża widokowa, z której rozpościerał się przejrzysty widok! Nie tak jak dzień wcześniej na Pradede. Po krótkim odpoczynku i podbiciu książeczek PTTK czas popodziwiać świat z góry. Bilet ulgowy tylko 2 zł!