Wolnym Krokiem to blog, który ma zainspirować i zachęcić czytelników do aktywnego zwiedzania Dolnego Śląska, Polski oraż świata. Poznaj nas i naszą przygodę!
Ostatnim etapem jednodniowej wycieczki w Góry Sowie była Wielka Sowa. Po wyjeździe wczesnym rankiem z Wrocławia zwiedziliśmy już Zamek Grodno i Sztolnie Walimskie, dlatego musieliśmy wrzucić szybkie tempo, ponieważ zmrok zbliżał się nieubłaganie.
Kotlina Kłodzka to chyba moja ulubiona część Polski. Jest tam tyle pięknych miejsc, że na pewno każdy turysta znajdzie sobie atrakcję, która przypadnie mu do gustu. Poza tym moja opinia na temat tego miejsca może być lekko stronnicza, ponieważ urodziłam się w tym regionie.
Nasze częste odwiedziny w Kotlinie Kłodzkiej zawdzięczamy babci Agnieszki, która mieszka w miejscowości Dusznik-Zdrój, które stanowią świetną bazę wypadową w pobliskie góry. Swój mały wypad zaplanowaliśmy w połowie sierpnia i niestety przypadł on w bardzo gorący i słoneczny dzień, który na mało ocienionym szlaku był nie do zniesienia. Jednak pamiętajcie, że w każdej wyprawie górskiej zmęczenie mija, zaś wspomnienia pozytywne zostaną z nami przez długi czas.
W Kotlinie Kłodzkiej jesteśmy kilka razy w roku, ponieważ w Dusznikach-Zdrój mam babcię. Uważam, że region ten jest naprawdę urokliwy i zawsze staramy się pochodzić po tamtejszych szlakach.
Skały Puchacza
Podobnie było i tym razem. Naszym głównym celem był Szczeliniec Wielki. Z Dusznik do Łężyc szlak prowadzi drogą asfaltową. Dopiero tam skręca się w prawo (w dość zarośniętą polną ścieżkę) i docieramy do lasu. Cały czas jest praktycznie płasko, aż do stromego podejścia „zjechanymi schodami” – starymi betonowymi płytami.
Zaraz pojawiają się Skały Puchacza, i o dziwo, widzimy łańcuchy bezpieczeństwa! A przecież czytałam, że poza Tatrami są one tylko na Babiej Górze.