2,K
Spis treści
Talin w 3 dni – najpopularniejsze atrakcje
Tallin, podobnie jak Wilno i Ryga, jak na stolicę nie jest duży. Mieszka w nim trochę ponad 400 tysięcy mieszkańców (około połowa z nich to Rosjanie). Przeznaczyliśmy na niego 4 dni – z czego jednego dnia chcieliśmy popłynąć promem do Helsinek.
Jak już wspominałam we wcześniejszym poście z Rygi, kółko od naszej walizki całkowicie się rozwaliło, a nawet poruszając się komunikacją miejską trzeba jakoś na przystanek dotrzeć. Na szczęście Krystian wpadł na super pomysł: przywiązaliśmy do bocznego uchwytu walizki mój szalik, za który można było podnieść ją tak, by jechała tylko na jednym kółku 🙂 Oczywiście przykuwaliśmy uwagę wszystkich przechodniów po drodze, ale działało.
Pałac i ogrody prezydenckie w Tallinie
Na wschód od rynku jest bardzo ładny park, w którym znajduje się także pałac prezydencki.Rośnie tam wiele rodzajów kolorowych kwiatów, wokoło biegają wiewiórki, jest także duży staw. Wszystko bardzo zadbane. Idąc w stronę morza przechodzi się przez ogród japoński.
Nos Pinokia i Cmentarz Żołnierzy Niemieckich przy wybrzeżu
Także na wschód od rynku, ale przy linii brzegowej, jest pomnik na cześć Rosjan. Jak można się spodziewać, jest on bardzo wysoki… Miejscowym oczywiście on się nie podoba (dziwne?), nazywają go „Nosem Pinokia” lub „Snem impotenta” 🙂
Co ciekawe, zaraz przy pomniku znajduje się cmentarz żołnierzy niemieckich.
Pomnik Wolności w Tallinie
Podobnie jak w Rydze, w Tallinie również można znaleźć pomnik wolności. Zaraz za nim jest zaznaczone miejsce, w którym kończył się łańcuch bałtycki w roku 1989. Około 2 milionów ludzi z Litwy, Łotwy i Estonii utworzyło żywy łańcuch, w ramach protestu przeciwko Rosji.
Archiwalne nagranie z tego wydarzenia można zobaczyć tutaj.
Rynek w Tallinnie
Centrum jest naprawdę urokliwe. Posiada także kilka punktów widokowych, z których można podziwiać widok na miasto. Wąskimi uliczkami można chodzić tygodniami, zwłaszcza tymi wzdłuż murów obronnych. Ludzi było mało, co dodatkowo sprawiało, że człowiek czuje się jak w innym świecie.
W informacji turystycznej pytaliśmy się o jakąś restaurację poza centrum, w której moglibyśmy dość tanio (jak na standardy Estońskie) zjeść. Jednak polecili nam nieciekawe miejsca, więc w końcu raz wylądowaliśmy w… restauracji meksykańskiej, a raz w amerykańskiej pizzerii. Jednak były to bardzo dobre wybory – pierwszy raz jadłam Chimichangę (a nie mogę znaleźć jej nigdzie we Wrocławiu!), a Krystian burrito. Bardzo nam smakowało, najedliśmy się do syta, i wcale tak dużo nie zapłaciliśmy.
Co do pizzerii – jest to sieciówka, dość droga, ale pizza jest przepyszna! Zupełnie inna niż w innych lokalach w jakich kiedykolwiek byliśmy (a że uwielbiam pizzę, byliśmy w naprawdę wielu). Lokal jest urządzony ciekawie, w amerykańskim stylu. Mogliśmy też skorzystać ze zniżki z karty Euro26.
W rynku był targ, jednak mieliśmy już kupione co nam było trzeba, więc postanowiliśmy tylko szybko obejrzeć co oferują i pójść dalej – na pocztę. Kupując znaczki zawsze mówię do jakiego kraju wysyłam, więc teraz także powiedziałam: Proszę 6 znaczków do Polski. Po tym zdaniu na twarzy pani z kasy pojawił się szeroki uśmiech. Mówiła, że była kiedyś w Warszawie i ma kilka znajomych z Polski.
Nieczynne Więzienie nad wybrzeżem w Tallinnie
Ostatni dzień w Tallinie mieliśmy spędzić spacerując, więc założyłam wyjątkowo na ten wyjazd sukienkę. Na początku poszliśmy na nadmorski punkt widokowy, skąd można było zobaczyć nieczynne już więzienie, do którego zresztą zmierzaliśmy.
Więzienie to jest nieczynne od 2008 roku, i niedawno postanowili zrobić z niego muzeum.
Mieliśmy tylko koło niego przejść, ale Krystian zaciekawił się otworzona bramą, więc postanowiliśmy sprawdzić czy możemy wejść. Bilety wstępu wyniosły chyba 1 euro na osobę (zniżka studencka), które sprzedawała starsza pani w przyczepie kempingowej.
Aż ciężko było uwierzyć, że ten budynek był użytkowany jeszcze kilka lat temu. Był naprawdę w złym stanie. Raczej wyglądało to tak, że po zamknięciu muzeum mieszkali tu bezdomni lub narkomani, potem ich wygonili i otworzyli muzeum.
Muzeum Morskie w Tallinnie
Niedaleko znajduje się także muzeum morskie. Bardzo nowoczesne, duże. Także bardzo zaciekawiło Krystiana, ale ja jakoś nie mogłam się przekonać. Już widziałam kolejne kilka godzin chodząc między nudnymi wystawami o statkach i podobnych nieinteresujących mnie rzeczach. Na szczęście dałam się namówić (w dodatku bilet za osobę kosztuje 5 euro), ponieważ było to jedno z najlepszych muzeów, w jakich byłam. Jest ono tak zrobione, że nawet osoby takie jak ja, które kompletnie nie są zainteresowane w takim temacie, chodzą po nim z zaciekawieniem i czują, że powinny spędzić tam więcej niż jeden dzień.
Jedynym minusem był mój ubiór. W więzieniu tylko dziwnie się czułam chodząc w eleganckiej sukience, ale w muzeum po prostu było ciężko – zwłaszcza schodząc do łodzi podwodnej lub przechodząc w niej między pomieszczeniami.
Tallin to przepiękne miasto, w którym jest tyle rzeczy do roboty, że trzy dni to zdecydowanie za mało by można było nacieczyć się tym miestem. Mamy jednak nadzieję, ze atrakcje, które Wam poleciliśmy naprawdę przypadną Wam do gustu. Jeżeli jednak wolicie innego typu atrakcję to nie ma problemu! wszystko czego zapragniecie znajdziecie we wspaniałym Tallinnie ????