Obcowanie z naturą po Kanadyjsku
Lato! Dla nas to najwspanialszy czas by wybrać się na łono przyrody i podziwiać ją w pełni okazałości. Jeżeli o Kanadę chodzi, to próżno jej szukać na południu kraju, gdzie znajdują się największe skupiska ludzi. Szacuje się, że około 80% całej populacji tego drugiego największego obszarowo państwa zamieszkuje w pobliżu granicy z USA,, dlatego by odetchnąć trzeba pojechać na północ. A im dalej tym bardziej dziką i nieokiełznaną przyrodę zastaniemy. My tym razem wyruszyliśmy niedaleko – niecałe 200 kilometrów od granic GTA (Great Toronto Area) do małego miasteczka Port Severn znajdującego się blisko Georgian Bay. Jest to „niewielka zatoczka” ( o powierzchni 15 000 km2) jeziora Huron (59 000 km2).
W porównaniu Dolny Śląsk to niecałe 20 000 km2.
Co więc możemy znaleźć na tak wielkim obszarze wodnym? Przede wszystkim spokój, ryby i mnóstwo komarów (chociaż jest na to sposób!)
Zajazd – miejsce spotkań
Zatrzymaliśmy się u znajomej, która prowadzi zajazd zaraz przy miejscowości Port Severn, zaraz przy autostradzie transkanadyjskiej. Jeżeli oglądaliście kiedyś film „To nie jest kraj dla starych ludzi” to wyglądał on dokładnie tak jak zajazd amerykański z lat 80′. Klimatyczne miejsce, jednak wymagające dużo pracy i wkładu, by biznes chodził jak w zegarku. Przez te kilka dni pomagaliśmy w prowadzeniu zajazdu i wiecie co jest w tym najciekawszego? Ludzie! Co nowy gość to odmienna historia. Poznaliśmy m.in Kanadyjkę z Montrealu, która przemierzała Georgian Bay na rowerze (dziennie ok. 100 km), dwóch Polaków, którzy wybrali się na męski wypad na ryby i jedyne co złowili to piwo w sklepie, a swoje żony pieszczotliwie nazywali „zarazą” oraz starszego samotnego wilka o imieniu Mike, który jest 100% urzeczywistnieniem harleyowca.
Nie brakowało tam też owadów, tj. modliszek lub pająków, płazów oraz psów właścicielki pilnujących porządek.
|
Psy obronne |
Jeziora, wysepki – wypoczynek w 100%
Jednak każdy zajazd czy motel nie utrzyma się długo, jeżeli w pobliżu nie będzie co robić . I tutaj jest dźwignia, która zachęciła naszą znajomą do zainwestowania w ten obiekt – pełno jezior, ryb, wysp oraz małych miasteczek portowych. Dodatkowo lokalizacja też jest sprzyjająca, bo stanowi ona główną drogę na daleką północ Kanady. Dlatego w chwilach wolnych korzystaliśmy z pogody 🙂
Można tutaj znaleźć prawie każdy typ plaży jaki chcemy, od zwykłych zboczy pokrytych trawą do piaszczystych. Niektóre z nich należą do prywatnych osób i znajdują się na ich działkach ale są to przypadki bardzo sporadyczne.
|
Oko opatrzności dogląda drogi 🙂 |
Idealna jazda rowerowa
Korzystając tym razem z dobrodziejstw pick up’ów zabraliśmy także nasze rowery. Jeżeli więc rozmyślaliście kiedyś nad podróżowaniem po Kanadzie rowerem to nie ma najmniejszego problemu by to zrobić. Pick up’ów jest tutaj tak dużo, że mogę śmiało stwierdzić, że co trzeci/czwarty samochód to jeden z nich, więc ze znalezieniem chętnego także nie powinno być trudno. Boczne drogi w kanadzie są zazwyczaj opustoszałe. Główny ruch odbywa się tylko i wyłącznie na autostradach i to właśnie tam występują największe korki. Co to oznacza dla rowerzysty? Istny raj!
|
Skała twarz – czy tylko ja ją widzę? |
Waubaushene – Tay Shore Trail
Do miejscowości Waubaushene mieliśmy nie więcej niż 10 km. Był to więc dobry dystans by obrać go jako cel naszej wyprawy. Sama miejscowość poza nazwą nie powala na kolana i ma charakter czysto wypoczynkowo-portowy. Jednak wzdłuż linii brzegowej jeziora prowadzi trasa rowerowa mierząca około 20 km. Nazywa się Tay Shore Trail i łączy Waubaushene z Wye River. Jazda nią to czysta przyjemność. Nie dość, że teren jest na tyle równy, że nic nie przeszkadza w jednostajnym pedałowaniu, to i widoki są oszałamiające. Jednak trzeba mieć się na baczności z powodu żółwi, które uwielbiają tędy spacerować.
|
Uwaga, przechodzący żółw |
|
Po wysiłku chwila relaksu! Lemoniada z Tima Hortonsa
|
Pierwsze próby wodoodpornego aparatu
Co jak co, ale musimy przyznać, że Ameryka Północna to idealne miejsce do zakupu elektroniki. Jeżeli coś na rynku kanadyjskim jest droższe niż w USA, to bez problemu można to ściągnąć w przeciągu kilku dni zazwyczaj z opcją darmowej przesyłki. Takiej okazji nie mogliśmy przegapić i zakupiliśmy aparat kompaktowy, na który już dłuższy czas mieliśmy oko. Główną jego zaletą jest wodoodporność, kurzoodporność i prawdopodobnie także ma wytrzymać upadek z 2 metrów. Jednak tej dostatniej opcji nie zamierzamy wypróbowywać. Kolejną zaletą niewielkiego kompaktu jest to, że nie zajmował tyle miejsca i nie ciążył jak lustrzanka. A jakość zdjęć także nie sprawiała nam zawodu. W dodatku po przeliczeniu cena była prawie o połowę tańsza niż w Polsce. Nic tylko kupować!
Pierwsze próby aparatu były przeprowadzane w umywalce. Niestety jak się nie ma możliwości testowania aparatu gdzieś indziej to trzeba improwizować.
Test został zaliczony, nie utopił się i działał.
Po takim sukcesie nie pozostało nam nic innego jak zabranie go na północ, do krainy jezior. Tam miał się odbyć prawdziwy test bojowy aparatu pokazujący czy jest tak dobry na jaki się wydaje. I wiecie co? Zobaczcie sami zdjęcia i oceńcie. Dodam tylko, że aparat żyje i ma się dobrze 🙂
Zdjęcia podwodne – super zabawa!
To najlepsze jednak było przed nami, czyli próba podwodnych zdjęć. Na początku trochę eksperymentowaliśmy z ustawieniami oraz dobrym naświetleniem w wodzie z jeziora, która nie była aż tak przejrzysta jak się wydawało. Jednak szybko dostaliśmy tak zwanej głupawki i z początku z jakichś poważnych i artystycznych zdjęć prześcigaliśmy się w co głupszych pozach i dynamiczniejszych ujęciach. Wody w nosie co niemiara, ale co tam! Zabawa najlepsza na świecie!
Niestety ryb ani innej wodnej kompanii nie udało nam się sfotografować, a po uprzedniej sesji zdjęciowej woda była jeszcze bardziej mętna i wzburzona, więc już kompletnie nic nie wychodziło. Jednak co najważniejsze, wiemy że mamy aparat, który podoła nowym wyzwaniom i wprowadzi do naszego bloga trochę rozmaitości z podwodnego świata. W dodatku jeżeli mamy teraz mały kompakt pod ręką to może będziemy częściej robić zdjęcia, bo nie będzie to się wiązać z wyjmowaniem i chowaniem dużej lustrzanki?
Jednak spokojnie! Nie zraziliśmy się do naszego Canona i dalej będzie on naszym głównym narzędziem. W dodatku niedługo będziemy w posiadaniu nowego obiektywu i statywu, tak więc będzie się działo 🙂
Ciekawostka z Kanady #3
Nie wiemy do końca czy jest to ciekawostka typowo kanadyjska, jednak to właśnie tutaj o niej usłyszeliśmy, więc dla nas pochodzi ona właśnie stąd. Na tak wielkim obszarze z licznymi jeziorami komary powinny być prawdziwą plagą. Tak jest w rzeczywistości, jednak remedium jakie zastosowano na terenie Tay zdziwiło nas w takim stopniu, ze postanowiliśmy wrzucić to do działu ciekawostek. Mianowicie do walki z komarami zatrudnia się specjalistyczną firmę, która na brzegach jezior wypuszcza…. setki ważek! Są to naturalni wrogowie komarów i skutecznie, a co ważniejsze naturalnie, dziesiątkując ich populację sprawiają, że wczasowicze mogą wypoczywać w czystym środowisku bez uciążliwych „lataczy”. Sprytny sposób, prawda? Bez chemikaliów, bez pestycydów ani pułapek.