Początek Autostopu Włochy – Polska
Przez te 10 dni odwiedziliśmy 5 krajów: Włochy, Szwajcarię, Liechtenstein, Austrię i Niemcy. Lecieliśmy samolotem, jechaliśmy pociągiem, autobusem, a w większości korzystaliśmy z autostopu (13 kierowców). Przeszliśmy na piechotę około 130 km. Raz spaliśmy pod namiotem, raz w autobusie, a w pozostałe noce korzystaliśmy z serwisu Couchsurfing.
Pogoda w 4 krajach była idealna, czego nie można powiedzieć o tej w Niemczech. Kiedy tylko przekroczyliśmy granicę austriacko-niemiecką, zaczęło padać. I przestało dopiero, jak wyjechaliśmy z tunelu na autostradzie kilka kilometrów od granicy z Polską.
Bajeczna przygoda przez Alpy
Tylko w jednym miejscu szlak był stromy i dość niebezpieczny. Ścieżka była wąska, kamienista, a zaraz nad dużym urwiskiem. I akurat wtedy pogoda postanowiła zrobić nam psikusa i zaczęło lać. W dodatku była burza. Trwało to około 45 minut, czyli tyle, ile szliśmy tą ścieżką 🙂
Przez całą trasę od Isoli do Montesplugi towarzyszyło nam gwizdanie świstaków. Ale dopiero zobaczyliśmy je po burzy, czyli zaraz pod jeziorem Montespluga.
Pierwsza noc pod namiotem w życiu wcale nie była straszna, jak się obawiałam. Pewnie jeszcze nie raz skorzystamy z tego typu noclegu. Rozłożyliśmy się pod ruinami fortu, który widać poniżej. A namiot z Tesco za 60 zł sprawdził się super!
Czasem szlak był dość kiepsko oznakowany, więc ratowała nas mapa, która wgraliśmy do telefonu. Naprawdę, nawigacja w telefonie dla podróżników to błogosławieństwo.
Nie widziałam nigdzie tak dużych domów. W Szwajcarii były one wszędzie! Myślałam na początku, że w każdym z nich mieszka kilka rodzin. Później okazało się, że wcale nie, to po prostu typowy domek jednorodzinny 🙂
Jakie miejsca podobają nam się najbardziej? Lazurowe jezioro, dookoła góry, brak tłumów… W Alpach takich miejsc widzieliśmy kilka, a przecież zobaczyliśmy tylko ich skrawek.
Rzadko kiedy zwracam uwagę na wystawy artystyczne, to po prostu mnie nie interesuje. Ale w Bad Ragaz odwalili kawał dobrej roboty – wiele instalacji było naprawdę ciekawych! Np. multimedialne ekrany, na których kilka osób piło wodę, po czym ją „wypluwało” na chodnik. Trzeba było być uważanym ponieważ istniało duże prawdopodobieństwo, że zostanie się przez nie oplute. Najlepsza fontanna jaką widziałam!
Po Liechtensteinie spodziewałam się czegoś innego. Co prawda jest położony w pięknym miejscu, otoczony górami, nad rzeką, ale same miasteczka nie wyróżniają się niczym szczególnym. Według mnie Vaduz jest jedną z brzydszych stolic jakie widziałam (i oczywiście najmniejszą – 6 tysięcy mieszkańców). Z drugiej jednak strony, nie wiedziałam, że mieszkańcy Liechtensteinu są tacy otwarci!
Dwóch naszych hostów poczęstowało nas szwajcarskim piwem i czekoladą. Obydwie rzeczy bardzo nam smakowały! A sami na pewno byśmy nie kupili ich w sklepie. Jak pisałam w którymś z poprzednich postów, w Szwajcarii nie wydaliśmy ani grosza! A w Liechtensteinie 1 euro. Na pocztówkę 🙂
Przez Niemcy do Polski – Bawaria
Wielu kierowców, z którymi jechaliśmy na stopa, martwiło się, gdzie nas wysadzić, by było nam jak najlepiej znaleźć coś dalej. Jednym razem jechaliśmy ze starszym niemieckim małżeństwem, które naprawdę ułatwiło nam sprawę. W pewnym momencie musieliśmy zjechać na inną autostradę, oni poszukali na mapie takiej stację benzynową, że mogliśmy przejść na drugą stację po przeciwnej stronie autostrady (oczywiście zwykłą ulicą przez tunel), i stamtąd bezpośrednio mogliśmy już pojechać do Fussen!
Buchau to wioska, której nie mogę znaleźć na mapie. A właśnie nią szliśmy na drugą stronę 🙂
Pobyt pod zamkiem Neuschwenstein popsuli nam trochę turyści z Chin. Przez ich zachowania i ich ilość odechciało nam się cokolwiek oglądać.
W Monachium zadziwiła nas ilość kobiet-ninja. Widzieliśmy je co chwila, chociaż najbardziej zadziwiło nas, co one kupują w takich sklepach jak Gucci lub Prada? Bo tylko one tam były. My tylko przechodziliśmy obok 🙂
Załamanie w Dreźnie
Co w końcu zrobiliśmy? Poddaliśmy się. Cały czas lało, więc wszystko mieliśmy mokre (razem z wnętrzami plecaków), byliśmy zmęczeni (minęło już 4,5 godziny od przyjazdu do Drezna).. Więc… zadzwoniłam po moją mamę 🙂 Przyjechała po nas w dwie godziny, co za ulga! Wjechaliśmy szczęśliwi na autostradę, na której był ogromny ruch. Kiedy tylko minęliśmy zjazd na Berlin i ruszyliśmy w kierunku Gorlitz, nic nie jechało! To już wiedzieliśmy, czemu nikt nas nie zabrał.
W dodatku nie dało się szybko jechać – tak mocno lał deszcz. Dopiero kilka kilometrów przed granica z Polską pogoda się poprawiła i nie padało 🙂
Jaki z tego wniosek? Złe jest myślenie, że tylko w podróży może nam coś się stać, bo równie dobrze to może być i pod domem! Dlatego nie można bać się nadmiernie wszystkiego, tylko korzystać z życia i cieszyć się jego każdą chwilą.