Baśniowy Pałac Pena w Sintrze
W tym poście odbiegniemy trochę od typowego dla nas zwiedzania zamków. Tym razem zawitaliśmy w progach baśniowego kompleksu, który na pierwszy rzut oka wygląda trochę jak z parku rozrywki. Mnóstwo w nim jaskrawych kolorów, wież oraz nietypowej architektury, dlatego przez nas został nazwany “Pawim zamkiem” 🙂 Jego prawdziwa nazwa to Pałac Pena w Sintrze ( Palace de Pena) Zapraszamy!
Sintra jak dojechać?
Do samej Sintry dotarliśmy pociągiem. Wyruszyliśmy z rana (może niezbyt wczesnego) z dworca Lizbony znajdującego się przy placu Rossio. Jednak cała wyprawa do Sintry oraz wdrapywanie się pod mury zamku będzie opisana w innym poście, ponieważ tu chcielibyśmy skupić się na samym zabytku.
Samo wejście do zamku spod peronu zajmuje około 1,5-2 godzin, w zależności jaki tryb podróży się wybierze. Można także dotrzeć do niego autobusem, ale samo już zdobywanie wzgórza pieszo daje dużo satysfakcji i niesamowitych widoków.
Historia Pałacu Pena
Może na początku odpowiedzmy sobie na pytanie skąd wziął się tutaj taki pałac.
Otóż Palacio da Pena zbudowany został w 1839-1850 roku i zastąpił XV-wieczny klasztor Hieronimitów. Samym założycielem jak i pomysłodawcą był Austriak Ferdynand von Sachsen-Cobur, mąż portugalskiej królowej Marii II. Formą wykonania zajął się niemiecki baron Wilhelm von Eschweg i przyznam szczerze że go poniosło… Zaprojektował on coś tak bardzo różnorodnego, zawierającego tyle odrębnych elementów np. malutkie balkoniki, kolorowe wieże i kopuły, rzeźby smoków, syren, kafelki o szerokiej gamie tematycznej a nawet słynny potwór morski który strzeże Łuku Trytona. Dlatego przez to czuliśmy się trochę jak w parku rozrywki, gdy z domu strachów wchodzimy do baśniowej łódki płynącej po tęczy…
Widoki z zamku były zaś nieprzeciętne. Sięgały daleko w głąb Portugalii i ukazywały liczne miasta skupiające się w pobliżu Lizbony. Dodatkowo z tej wysokości mogliśmy dostrzec nasz kolejny obiekt do zwiedzenia. Ciekawe czy ktoś z Was wie o jaką atrakcję może chodzić?:)
Ogrody w okół Pałacu Pena
Wokół pałacu znajduje się wielki park o powierzchni około 5 hektarów. Jeżeli ktoś nie lubi błąkać się po pałacowych komnatach, na pewno spodoba się mu rozległ teren dookoła. Niestety my znamy go tylko z relacji znajomych jak i ze zdjęć. Nie byliśmy w stanie zdążyć wszystkiego obejść i zwiedzić i czas gonił nas niemiłosiernie. Tym razem musieliśmy dać za wygraną i obejść się smakiem.
Atrakcje w Pałacu Pena
Tak jak wspominaliśmy wyżej, w zamku możemy zobaczyć wiele rzeźb i obrazów mozaikowych. Pod spodem przedstawiony został jeden z najbardziej charakterystycznych tworów artystycznych Pałacu Pena – Potwora morskiego strzegącego Łuku Trytona. Przyznam, że robi spore wrażenie i jego zły wzrok sprawia że człowiek dostaje gęsiej skórki 🙂 Ale co tu robi taki potwór? Niestety nie udało nam się tego dowiedzieć. Moim zdaniem projektant miał dość lwów, smoków i gryfów strzegących wrót pałaców dlatego postawił na morskiego stwora. Zadanie miał to samo, czyli strzec mieszkańców zamku przed zagrożeniami i wrogami, a kto lepiej pozna potwora jak nie inny potwór?
Następnym obowiązkowym punktem zwiedzania Pałacu Pena jest jego bogato wystrojone wnętrze. Eksponaty obrazują po części w jakiej atmosferze żyli mieszkańcy pałacu i jakim wielkim prestiżem się cieszył. Większość rzeczy pochodzi z tamtych czasów, lub stanowi ich repliki szczegółowo odwzorowane za pomocą obrazów z tamtych lat.
Zwany potocznie w Portugalii Dom Ferdynand, właściciel i włodarz zamku pod koniec swojego życia prawie wcale nie opuszczał jego komnat z powodu choroby, która mocno zeszpeciła mu twarz. W roku 1885 zmarł, najprawdopodobniej przez nowotwór, i Portugalia niedługo była pogrążona w żałobie. Wraz z odejściem władcy rozpoczął się spór do prawa do obiektu, który jak się okazało stał się kością niezgody i poróżnił wiele rodów szlacheckich.
Z racji tego, że małżonka Ferdynanda, Maria II zmarła podczas porodu jednego z dzieci, nie miał kto objąć prawowitej władzy nad posesją, a kochanka króla Elisa nie wchodziła nawet w grę ze swoimi nieszlacheckimi korzeniami.
Jak to w życiu bywa – gdzie fortuna tam pięciu różnych “prawowitych” właścicieli.
Na koniec naszej podróży skorzystaliśmy z dobrodziejstwa małego autobusiku, który zawiózł nas pod samą bramę wyjściową pałacu. Trochę głupio się czuliśmy bo poza nami jechały tylko starsze osoby, ale to nic! Czas nas gonił więc trzeba było.
Tak oczarowani i przytłoczeni majestatem oraz przepychem pałacu udaliśmy się do następnego zamku, który naprawdę odbiegał od standardów Pałacu Pena. Jednak wcale to nie znaczy, że następny post będzie nudniejszy! Zapraszamy do Zamku Maurów.