Mimo, że czuliśmy niedosyt spędzając tylko jeden dzień w Chiavennie (o której pisaliśmy tutaj), trzeba było ruszać dalej. Chcieliśmy dojechać autobusem do Isoli, ale w końcu postawiliśmy na autostop. Biorąc pod uwagę, że jest to mało uczęszczana droga górska, myśleliśmy, że będziemy naprawdę długo czekać, aż ktoś nas zabierze. Szczęście jednak nam dopisało i dosłownie po chwili kiedy wyciągnęliśmy kciuka, zatrzymało się auto.
Kierowcą okazał się Argentyńczyk mieszkający we Włoszech. Jego sposób na życie to pół roku pracować w Szwajcarii, a drugie pół mieć wakacje. Układ jak marzenie!
Podwiózł nas 15 km opowiadając przy tym ciekawe historię i kompletnie ignorując przepiękne krajobrazy. W końcu dla niego to codzienność. Rozstaliśmy się z nim 3 km przed Isolą i wkroczyliśmy na szlak (Via Spluga).
Początek szlaku Via Spluga
Na początku cały czas szliśmy brzegiem lasu wzdłuż rzeki, a co chwila widzieliśmy wodospady w okolicznych górach. W takim miejscu jak poniżej zrobiliśmy sobie chwilę przerwy. Woda w strumyku okazała się lodowata ale tak krystalicznie czysta, że aż zachęcała spędzenia czasu w jej pobliżu. Już wtedy mocno emocjonowaliśmy się otaczającą nas przyrodą i nie byliśmy świadomi, że dalej będzie tylko lepiej.
Ludzi spotykaliśmy bardzo rzadko. Ale jak już byli to raczej wędrujący włoscy emeryci, z uśmiechem mówiący do nas „Ciao!”. Prawdę mówiąc to zazdrościmy im takiej starości, w której większość swojego wolnego czasu mogą poświęcić na coś co sprawia im przyjemność i żyć aktywnie.
W pewnym momencie wyszliśmy na ulicę. Skoro nie widzieliśmy żadnego znaku gdzie dalej prowadzi szlak, myśleliśmy, że właśnie nią musimy iść. Potem okazało się, że byliśmy w błędzie i powinniśmy wcześniej odbić w lewo, ale tym sposobem też udało nam się dotrzeć do Isoli. Aut było naprawdę mało i jedyne czego nam szkoda to możliwych widoków, które mogliśmy ominąć. Choć z drugiej strony widzieliśmy inne. Zawsze jakiś pozytywny aspekt zgubienia się.
Zapora wodna koło Isoli
Czasem było ciężko. Mimo, że staraliśmy się spakować jak najmniej rzeczy (i najlżejszych), plecaki i tak nam ciążyły. Zwłaszcza zawrotna ilość wafelków, i innego naszego nie profesjonalnego wyżywienia. W dodatku słońce dawało z siebie wszystko, nie oszczędzając nas w podróży.
W końcu jednak doszliśmy dojeziora przy Isoli. Piękny kolor wody, dookoła wysokie góry, zieleń zlewająca się z turkusem wody – Miejsce idealne! Chcieliśmy przejść na drugą stronę i odpocząć trochę nas rozlewiskiem, jednak do tego musieliśmy złamać trochę zakazów.
Z zapory mogliśmy zobaczyć Isolę, która znajdowała się po drugiej stronie jeziora. Co za widok! Jeden z najlepszych jakie kiedykolwiek widzieliśmy. Do tej pory widok ten zajmuje miejsce na mojej tapecie w komputerze.
Chcieliśmy posiedzieć na brzegu jeziora, więc trzeba było znaleźć odpowiednik plaży. Kąpać się nie dało, bo woda za zimna, ale nie przeszkodziło to Krystianowi w podjęciu próby zamoczenia się, bezskutecznego zresztą. Jednak nic nie stało na przeszkodzie by poleżeć i po rozkoszować się pięknem natury.
W takim miejscu czas szybko mija i okazało się, że spędziliśmy tak prawie dwie godziny, o czym przypominał nam bijący z oddali dzwon. Trzeba było w końcu iść dalej. Z nieukrywanym ociąganiem się spakowaliśmy nasz mini biwak i ruszyliśmy przed siebie.
Isola to malutkie górskie miasto. Życie w nim biegnie sielankowo, jakby poza ramami czasu. Zwiedzanie miasteczka odbyło się w tempie ekspresowym, ponieważ wszystko znajdowało się wzdłuż jednej ulicy. Mogliśmy tutaj uzupełnić wodę ze źródełka co bardzo podniosło nas na duchu. Ostatnim miejscem skąd czerpaliśmy wodę była Chiavenna i świeża i chłodna woda na prawdę nam się przydała. Dodatkowo odpoczęliśmy chwilę w progach XV wiecznego kościoła.
Błądzenia ciąg dalszy
Oczywiście nie było znaku, gdzie dalej prowadzi szlak Via Spluga, więc nie chcąc zbyt błądzić, zapytaliśmy się dwóch Włoszek siedzących pod swoim domem. Jedna z nich mówiła po angielsku, więc tłumaczyła większość tego, co mówiła jej matka. Niestety ta druga przekazywała nam tak dużo informacji i to w zawrotnym tempie, że ta młodsza nie dążyła z tłumaczeniem. My tylko chcieliśmy wiedzieć, w którą stronę iść, a dawali nam mapy, przewodniki… Na koniec zaproponowali nam butelkę 2l oranżady i niestety musieliśmy odmówić ze względu na pełne plecaki. Poza tym tutejsza woda była naprawdę pyszna i nie chcieliśmy pić nic innego.
W drogę! Żegnaj Isolo, witajcie Alpy!
Isola bardzo nam się spodobała – miała bardzo charakterystyczne domki oraz przesympatycznych ludzi. Kiedy z niej wyszliśmy, po krótkim czasie doszliśmy do kolejnej miejscowości – Motalletta. Była to już malutka wioska przy której Isola mogła wydawać się wielką aglomeracją. Kilka prostych i schludnych domków i nic więcej, Zakładamy, że z powodzeniem mogła by żyć tutaj jedna, wielopokoleniowa rodzina. Trzeba jednak przyznać, że widok na Isolę i jezioro mają przepiękny.
W wiosce skorzystaliśmy jeszcze z ostatniego źródełka, ponieważ dalej nie spodziewaliśmy się, że dalej będziemy mogli liczyć na takie przywileje, a jak wiadomo z każdej okazji trzeba korzystać! A przed nami rozlegała się długa i wyczerpują droga – do Montesplugi!
Odcinek przebytej trasy Via Spluga
Poglądowa mapa naszej trasy, a tym czasem zapraszamy do dalszej relacji na odcinku Isola -Montespluga a w nim nasze pierwsze dzikie nocowanie w namiocie na ponad 2000 m n.p.m i PRZEPIĘKNE widoki za którymi tęsknimy do tej pory!